By Jakub Wiech (text also available in English)
W budżecie programu Mój Prąd, który napędził boom na fotowoltaikę w Polsce, zaczyna brakować środków. Ale rozkwit energetyki słonecznej nad Wisłą nie wyhamuje. Popularność programu pokazuje, że w Polsce jest apetyt na dalszy rozwój źródeł odnawialnych.
Jest moc
Program Mój Prąd to jedno z niewielu prawdziwie innowacyjnych i sprawnie przeprowadzonych działań na rzecz transformacji energetycznej Polski. Jest to skierowany do osób fizycznych program dopłat do budowy przydomowych mikroinstalacji fotowoltaicznych (o mocy od 2 do 10 kW).
Dzięki niemu polskie elektrownie słoneczne osiągnęły w październiku łączną moc zainstalowaną 2,6 GW. Dla porównania – moc największej elektrowni nad Wisłą, czyli Elektrowni Bełchatów, to ok. 5,3 GW. Cały park fotowoltaiki (tj. całość jednostek tego rodzaju) uzyskuje comiesięczne przyrosty mocy rzędu średnio 5-7%, a rokroczne – rzędu 150-160%. W samym 2019 roku w Polsce przyłączono do sieci 104 tysiące instalacji fotowoltaicznych.
Program zadziałał na zasadzie dźwigni inwestycyjnej – oferując względnie niewielką dopłatę (do 5 tys. złotych dla jednej instalacji) wywołał impuls do budowy dziesiątków tysięcy tego typu urządzeń w całym kraju. Już podczas pierwszego naboru wniosków, realizowanego od sierpnia do grudnia 2019 roku, przyznane dofinansowania w wysokości ok. 132 mln złotych uruchomiły inwestycje, których całkowity koszt wyniósł 815 mln złotych.
Popularność programu wynika przede wszystkim z jego prostoty – od marca wnioski składane są wyłącznie online, z wykorzystaniem podstawowych dokumentów dotyczących inwestycji. Dodatkowo status wniosku można na bieżąco śledzić dzięki specjalnej stronie internetowej. Według obecnych wyliczeń, typowa inwestycja w panele słoneczne dla domu jednorodzinnego zwraca się w ciągu nawet 6 lat – podczas gdy żywotność takiego urządzenia to około 25 lat.
Według danych Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW), będącego dysponentem środków programu, do 12 listopada wypłacono 94 655 dofinansowań, co uszczupliło liczący miliard złotych budżet Mojego Prądu o prawie połowę. Strona internetowa programu wskazuje, że w jego kasie pozostaje jeszcze 528,1 mln złotych.
Jednakże realnie tych pieniędzy zostało znacznie mniej – wynika to z nieustannego napływu zainteresowanych dofinansowaniem. Chętnych jest już około 130 tysięcy, szacując wnioski złożone do września tego roku.
W tym samym miesiącu NFOŚiGW informował, że całość złożonych dotychczas wniosków opiewa na kwotę 651 mln złotych. Oznacza to, że w budżecie programu pozostawało – zakładając pozytywne rozpatrzenie wszystkich wniosków – niecałe 350 mln złotych. Teraz, po kilku tygodniach, realny zasób środków programu jest z pewnością jeszcze mniejszy.
Według szeregu doniesień medialnych, biorąc pod uwagę zainteresowanie, fundusze Mojego Prądu mogą wyczerpać się jeszcze przed zakończeniem tegorocznego naboru wniosków, czyli 18 grudnia. Zakręcenie kurka z pieniędzmi mogłoby zaburzyć rozwój fotowoltaiki w Polsce oraz uderzyć w prężnie działającą obecnie branżę, która wyrosła na gruncie programu.
Coraz większe zainteresowanie zielonym
Do rozwoju fotowoltaiki w Polsce przyczyniły się między innymi warunki makroekonomiczne. Oparta na węglu kamiennym polska energetyka zawodowa staje się coraz mniej opłacalna i kosztowna, głównie ze względu na wzrost cen pozwoleń na emisję dwutlenku węgla. To z kolei podwyższa ceny prądu dla odbiorców końcowych.
Możliwość skompensowania części tych wzrostów instalacją fotowoltaiczną staje się coraz atrakcyjniejszą opcją dla wielu Polaków. W praktyce polega to na zawarciu odpowiedniej umowy ze sprzedawcą energii, która polega na bilansowaniu energii wyprodukowanej przez panele fotowoltaiczne oraz tej, którą gospodarstwo domowe pobiera z sieci.
Nadmiar energii wyprodukowany przez panele jest przechowywany w magazynach energii lub częściej oddawany do ogólnokrajowej sieci elektroenergetycznej, która pełni wtedy rolę wirtualnego magazynu. Natomiast kiedy panele fotowoltaiczne nie pracują (czyli np. w nocy), właściciel instalacji pobiera energię z sieci. Następnie, pod koniec okresu rozliczeniowego, sprzedawca energii rozlicza się z klientami oddającymi mu swoją energię elektryczną z elektrowni słonecznych.
Zainteresowanie fotowoltaiką jest tak duże, że jak grzyby po deszczu, w Polsce zaczęły powstawać przedsiębiorstwa zajmujące się instalacją paneli, handlem magazynami energii czy doradztwem w tym zakresie. Zainteresowanie konsumentów wyczuły też m.in. banki, które zaczęły oferować rozmaite kredyty na inwestycję w fotowoltaikę, często wręcz sięgając jednak po metody marketingowe zakrawające o greenwashing.
Niebagatelne znaczenie dla rozwoju energetyki słonecznej – ale też dla programów wsparcia małej retencji – ma rosnąca świadomość i wrażliwość środowiskowa Polaków. Proces ten dobrze uwidoczniły ostatnie polskie kampanie wyborcze ostatnich dwóch lat.
Po raz pierwszy w historii wyborów w Polsce, w programach kandydatów kwestie energetyki, klimatu i środowiska odegrały istotną rolę. Szymon Hołownia, ubiegający się o urząd prezydenta, projektował miks energetyczny Polski oparty w 75% na źródłach odnawialnych, Wiosna Roberta Biedronia chciała zakończyć użycie węgla w Polsce do 2035 roku, a Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało sprawiedliwą transformację w kierunku OZE i mocy niskoemisyjnych.
W kampanijnych debatach szczególnie dużo uwagi poświęcono kwestii jakości powietrza, dekarbonizacji, bezpieczeństwa energetycznego oraz zapobieganiu degradacji środowiska i poprawie sytuacji hydrologicznej kraju.
All of the main presidential candidates apart from incumbent Andrzej Duda took part in an online climate debate on #EarthDay.
All agreed on the need to reduce Poland's reliance on coal and to tackle the problem of drought, though differed on how to do so https://t.co/XLHdMSvvdb
— Notes from Poland 🇵🇱 (@notesfrompoland) April 22, 2020
Dynamiczny rozwój fotowoltaiki nad Wisłą to również próba nadrobienia dystansu, jaki dzieli Polskę od innych dużych gospodarek Europy. Na czele tego rankingu plasują się Niemcy, gdzie moce zainstalowane w elektrowniach słonecznych przekraczają już 50 GW. Zainteresowanie jest tak duże, że zachodni sąsiad Polski zniósł w tym roku limity dotyczące wsparcia dla tej technologii.
Ma to jednak swoją cenę – jedynie we wrześniu tego roku wsparcie dla niemieckich źródeł odnawialnych wyniosło 3 mld euro. Potężne parki jednostek generacyjnych w fotowoltaice posiadają również Włosi (22 GW), Wielka Brytania (13 GW), Francja (10 GW) oraz Hiszpania (9 GW).
Na Ukrainie również wytworzenie mocy przy pomocy tej technologii wzrosło z 0,5 GW w 2016 do 6 GW aktualnie, m.in dzięki własnemu modelowi wsparci dla elektrowni słonecznych, oparty na wysokich stawkach gwarantowanych przy sprzedaży energii.
Drugi zastrzyk
Mimo, że pieniądze na program się kończą – a pandemia sprawi, że będzie ich jeszcze mniej – kontynuacja wpisywałaby się w rządowy plan transformacji energetycznej kraju w ramach projektu Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku. Według tego dokumentu moce zainstalowane w fotowoltaice w ciągu dwudziestu lat mają powiększyć się prawie dziesięciokrotnie – do poziomu 20,2 GW.
Wzrost parku jednostek tej technologii pomoże uniknąć takich sytuacji, jak ta z 2015 roku, kiedy to wskutek fali upałów oraz remontów i awarii elektrowni rząd w Warszawie zdecydował się wprowadzić tzw. 20. stopień zasilania, czyli ograniczenie podaży energii elektrycznej dla niektórych odbiorców – w systemie było po prostu zbyt mało czynnych mocy, by zasilić kraj.
W uspokajającym tonie o programie mówił już m.in. minister klimatu Michał Kurtyka, wskazując, że będzie on kontynuowany i rozbudowywany o dotacje na pompy ciepła i magazyny energii. Słowa te potwierdził podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu wiceprezes NFOŚiGW Artur Michalski. Według niego rząd planuje też poszerzyć dofinansowanie o możliwość dopłaty do ładowarki dla aut elektrycznych.
Program Mój Prąd pokazał, że nad Wisłą jest miejsce dla fotowoltaiki, dlatego inicjatywa nie skończy się wraz z wydaniem miliarda złotych. Polska energetyka potrzebuje odnawialnych, rozproszonych źródeł energii – tylko dzięki szybkiemu rozwojowi tych technologii możliwe będzie zbalansowanie wzrostu cen energii oraz osiągnięcie celów klimatycznych na najbliższe lata.
Bez odpowiedniej dynamiki rozwoju OZE nie będzie też możliwe przeprowadzenie transformacji zaprojektowanej przez Politykę Energetyczną Polski do 2040 roku – jednostki te, obok elektrowni jądrowych, mają być fundamentem niskoemisyjnej polskiej energetyki.
Fot. congerdesign on Pixnio