Karolina Baca-Pogorzelska (text also available in English)

48 mld zł – tyle pieniędzy w latach 2013-2019 zostało przeznaczonych na niskoemisyjne inwestycje energetyczne nad Wisłą. Choć rząd PiS najpierw je blokował, teraz coraz bardziej docenia, odchodząc po cichu od węgla.

OZE wracają do łask

Przez sześć ostatnich lat w Polsce powstało 8,6 GW mocy w odnawialnych źródłach energii (OZE) – wynika z najnowszego raportu think-tanku WiseEuropa. Dla porównania, cała moc zainstalowana obecnie w Polsce to ponad 44 GW. Najwięcej spośród wydatków na inwestycje nisko emisyjne, bo aż 62 proc. z 48 mld zł, wydano na budowę farm wiatrowych na lądzie. Obecny rząd praktycznie zablokował ich powstawanie w 2016 r. zmianami przepisów. Jednak ostatnio zaczął je stopniowo odblokowywać.

Kolejne 28 proc. środków trafiło na rozwój energii słonecznej, dzięki której wytwarza się w Polsce prawie 2 GW. To najlepszy dowód, że marginalizowana dotychczas w Polsce energia ze słońca zyskuje na znaczeniu. Znaczna część tej energii wytwarzana jest przez prosumentów (jednoczesny konsument i producent energii) ich panelami słonecznymi m.in. na domach, dofinansowanymi z państwowych pieniędzy w ramach programu „Mój prąd”.

Jednak największą rolę w zwiększeniu udziału OZE w polskim bilansie energii elektrycznej odegrały prywatne przedsiębiorstwa energetyczne oraz firmy-prosumenci, które łącznie zbudowały 81 proc. wszystkich mocy odnawialnych zainstalowanych w latach 2013-2019. Udział sektora publicznego oraz spółek energetycznych z udziałem Skarbu Państwa w budowie odnawialnych źródeł energii w latach 2013-2019 nie przekroczył 15 proc.

Priest installs giant solar panel cross on church in Poland

W Polsce kluczowe jest finansowanie prywatne 

Kapitał pochodzący z sektora prywatnego, w tym głównie z banków komercyjnych, odgrywa kluczową rolę w finansowaniu technologii niskoemisyjnych. W ostatnich sześciu latach odpowiadał on łącznie za ok. 83 proc. wszystkich środków przeznaczonych na projekty odnawialne. Pozostałe 17 proc. pochodziło z publicznych źródeł finansowania, głównie ze środków europejskich – Funduszy Strukturalnych UE oraz instrumentów dłużnych Europejskiego Banku Inwestycyjnego i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju.

– Zebrane przez nas dane wyraźnie pokazują, że to otoczenie regulacyjne miało największy wpływ na rozwój odnawialnych źródeł energii w Polsce – podkreśla Maciej Bukowski, prezes WiseEuropa i współautor raportu. Jako że finansowanie publiczne odgrywa rolę trzeciorzędną, jak mówi Bukowski, decydenci powinni porzucić przekonanie, że dla powodzenia transformacji energetycznej kluczowe są bezpośrednie dotacje z budżetu i środków unijnych.

– O wiele ważniejsze jest zapewnienie warunków sprzyjających mobilizacji środków prywatnych i gwarantujących inwestorom stabilne warunki działania – mówi Bukowski.

Dzięki inwestycjom w OZE udział węgla w produkcji energii elektrycznej został zredukowany, choć z punktu widzenia nabierających tempa zmian klimatu nie tak szybko, jak powinien. Jeszcze kilka lat temu 80 proc. energii elektrycznej pochodziło z węgla kamiennego i brunatnego. Dziś to nieco ponad 70 proc. Dane Agencji Rozwoju Przemysłu i Ministerstwa Aktywów Państwowych wskazują, że to w 2019 r. spadek produkcji prądu w instalacjach opalanych węglem kamiennym spadł w porównaniu do 2018 r. o niemal 5,1 proc., a w tych opalanych węglem brunatnym aż o 15,43 proc.

Na rok 2020 przewidywane są jeszcze większe spadki – także wskutek pandemii koronawirusa, która wymusiła zmniejszenie zapotrzebowania na energię elektryczną. A że w polskim systemie OZE mają już od dawna pierwszeństwo wejścia do tego systemu, to właśnie moce węglowe najbardziej tracą na znaczeniu.

Jednak cel klimatyczny Polski na koniec 2020 r., czyli udział OZE w krajowej produkcji prądu na poziomie 15 proc. brutto, wciąż wydaje się nieosiągalny (w przeciwieństwie do procentowego udziału mocy zainstalowanych).

Redukcja emisji w ramach UE 

Zgodnie z Porozumieniem paryskim, czyli światowym porozumieniem klimatycznym, do 2050 roku konieczne jest wyzerowanie emisji (czyli zrównoważenie do zera tego, co jest emitowane), a do 2030 zmniejszenie ich przynajmniej o połowę. Tymczasem obecny cel UE to 40 proc. redukcji emisji w porównaniu do 1990 r. Oczekuje się, że nowy cel UE w zakresie redukcji emisji do 2030 r. zostanie zatwierdzony przez Parlament Europejski w październiku. Jego ostateczne przyjęcie ma nastąpić do grudnia tego roku. Wcześniejsze kroki to m.in. wysokie postawienie sprawy w agendzie rozpoczynającej się 1 lipca prezydencji niemieckiej w Radzie UE podczas spotkania ministrów środowiska Wspólnoty zaplanowanego na 13-14 lipca.

W zeszłym miesiącu, dzień przed spotkaniem ministrów środowiska na temat wyjścia z postkoronawirusowej recesji, think tank Climact opublikował raport, który analizuje kwestie zwiększenia przez Unię Europejską celu redukcji emisji do 2030 roku o 55 proc. i o 65 proc. (w porównaniu z 1990 r., z wyłączeniem użytkowania gruntów, zmiany użytkowania gruntów i leśnictwa oraz międzynarodowego lotnictwa i żeglugi). Analiza trzech przedstawionych scenariuszy pokazuje, że UE jako całość może osiągnąć te cele.

Możliwe jest zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych o 55 proc. do 2030 roku poprzez szybkie wdrożenie znanych technologii, bez wprowadzania istotnych zmian w większości obszarów naszego obecnego stylu życia. Alternatywnie, większe zmiany w stylu życia (na przykład poprzez popularyzację zdrowszego odżywiania i ograniczenie zbędnych podróży) mogłyby przyczynić się do osiągnięcia tego celu, umożliwiając jednocześnie bardziej umiarkowane wdrażanie technologii.

Żeby ograniczyć emisje o 65 proc. potrzebne są szybkie działania w zakresie zarówno wdrażania technologii jak i zmiany stylu życia. Zmniejszenie emisji do 2030 r. można by osiągnąć przy różnym poziomie wysiłków w różnych sektorach, zastosowaniu technologii wychwytywania i składowania dwutlenku węgla (CCS) w przemyśle i zmianom sposobów produkcji energii. Sęk w tym, że korzyści z zastosowania CCS na wielką skalę  zobaczymy dopiero w 2024 r. w Norwegii. A zmiany będą kosztować ok. 7 mld koron norweskich, czyli niemal 3 mld zł.

What does Poland’s exemption from the EU’s climate ambitions actually mean?

Transformacje konieczne we wszystkich sektorach

W październiku ma się odbyć dyskusja na szczeblu Rady Europejskiej. Komisja Europejska planuje publikację analizy kosztów i warunków podwyższenia celu redukcji emisji we wrześniu, w odpowiedzi na oczekiwania m.in. Polski (tzw. impact assessment). We wrześniu natomiast komisja środowiska (ENVI) Parlamentu Europejskiego ma głosować nad wyższym celem redukcji na rok 2030 w ramach pracy nad prawem klimatycznym.

Raport Climact sugeruje, że aby ograniczenie emisji do zera (netto) do 2050 r. było efektywne kosztowo, żaden sektor nie może zostać pominięty. A przy opracowywaniu polityk, należy uwzględnić ścisłe powiązania między sektorami. I tak na przykład w energetyce wykorzystanie energii słonecznej będzie musiało zostać podwojone, a może nawet potrojone, z kolei zmniejszyć trzeba nie tylko zużycie węgla (bo to powinno wydawać się oczywiste), ale też gazu. Chodzi o minimalizowanie inwestycji gazowych, co w Polsce akurat zdaje się rozkwitać. W transporcie z kolei szybciej powinna się rozwijać elektromobilność uzyskując 60-90 proc. udziału w rynku. W Polsce na razie ten udział nie sięga nawet 0,5 proc.

W przypadku budownictwa liczbę renowacji trzeba będzie nawet potroić. Ponadto produkcja ciepła musi zostać zdekarbonizowana. Tymczasem w Polsce w domach, które nie są podpięte do sieci ciepłowniczej (ciepło też produkujemy głównie z węgla) zużywa się – w zależności od „ostrości” zimy 11-12 mln ton węgla. W przemyśle z kolei, by osiągnąć redukcję emisji zgodnie ze scenariuszami, nakłady na inwestycje, badania i rozwój muszą wzrosnąć do roku 2030.

– Raport Climact pokazuje jak szybkie i głębokie zmiany będą musiały zostać wdrożone zarówno po stronie technologii produkcji, jak i wzorców konsumpcji energii, usług transportowych, produktów przemysłowych czy żywności – podsumowuje Aleksander Śniegocki, kierownik programu Klimat i Energia w WiseEuropa.

Fala upałów jeszcze przed nami. Polski sektor energetyczny już się na nią przygotował

Śniegocki wyjaśnia, że nawet przyjęcie mniej ambitnego celu redukcji emisji na 2030 r. spowalnia wdrożenie zmian jedynie o kilka lat. To znaczy, że już dziś zarówno sektor publiczny, jak i firmy prywatne oraz gospodarstwa domowe, muszą przygotowywać się na przyspieszenie transformacji w kierunku neutralności klimatycznej w najbliższych latach.

– Stawianie na drobne usprawnienia dotychczas wykorzystywanych technologii lub modeli biznesowych może już za kilka lat okazać się kosztownym błędem. Warto o tym pamiętać planując odbudowę polskiej gospodarki po kryzysie wywołanym COVID-19 – zaznacza kierownik programu Klimat i Energia w WiseEuropa.

– Raport pokazuje, jak zmiany w transporcie, budynkach, przemyśle, sektorze energetycznym oraz rolnictwie i leśnictwie przekładają się nie tylko na redukcję emisji, ale też na kwestie gospodarcze, zdrowotne i środowiskowe. Podsumowując krótko: trzeba, można i warto – dodaje Marcin Popkiewicz, analityk i redaktor portalu „Nauka o klimacie”.

Zdjęcie: Pixabay 

Karolina Baca-Pogorzelska jest dziennikarką, specjalistką w branży górniczej i energetycznej i laureatką m.in. nagrody Grand Press 2018 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne.

Pin It on Pinterest

Support us!