By Marcin Czaplicki (text also available in English)
W tym roku kryzys pandemiczny po raz pierwszy od niemal 30 lat wepchnie Polskę w recesję—coś co nawet nie miało miejsca podczas kryzysu w 2008 roku.
Tak jak wtedy, gdy Polska była jedynym krajem w Unii który uniknął recesji, według wstępnych raportów tym razem też ma szansę być jedną z najmniej poturbowanych gospodarek w Europie. Do tego nadchodzące odbicie może ustawić ją na lepszej pozycji startowej w globalnym wyścigu gospodarczym niż wielu spośród naszych sąsiadów.
Warunek jest jeden: wykorzystanie możliwości, które otwierają się wraz z przetasowaniami w globalnej gospodarce.
Zielona wyspa
Kryzys 2008 roku zaczął się dla Polski od silnego osłabienia złotego. Podczas gdy dla wielu gospodarek oznacza to odpływ kapitału i załamanie finansowanego tanim kredytem boomu gospodarczego, dla Polski była to kluczowa szansa jaką daje posiadanie własnej—tańszej—waluty.
W czasie, gdy spadało wszystko: konsumpcja, inwestycje, eksport i import, okazało się, że nie spadł PKB, który jest sumą wszystkich wcześniej wymienionych składników. Było to możliwe, gdyż wsparty tańszą walutą eksport obniżył się w mniejszym stopniu co obciążony gorszym kursem import.
Niewątpliwie pomogła także struktura samego eksportu—większy udział dóbr konsumpcyjnych niż inwestycyjnych—a konsumpcja w „normalnym” kryzysie zazwyczaj bywa mniej dotknięta niż inwestycje. Ważny był także przypadek, to jest wcześniejsza obniżka składki rentowej, która dała nam potrzebny impuls fiskalny.
Kluczowy okazał się napływ środków z UE wspierający inwestycje publiczne. Oprócz nich stronę popytową stabilizował również relatywnie duży rynek wewnętrzny i 38 milionów aspirujących konsumentów, którzy w przeciwieństwie do swoich odpowiedników na Zachodzie nie zadłużyli się po szyję w trakcie wcześniejszego boomu kredytowego.
Długa droga od 2008 do 2020
Ale tym razem jest inaczej: w zasadzie, kryzys pandemiczny zaczął się właśnie od konsumenta. Jeszcze zanim zaczęto zamykać gospodarki, przestaliśmy już chodzić do restauracji, kin, centrów handlowych, z obawy, że się zarazimy. To skokowy spadek konsumpcji oraz wyłączenie całych połaci gospodarki przez restrykcje stanowią główną przyczynę tego, że po 28 latach gospodarczego cudu nieprzerwanego wzrostu, w tym roku polskie PKB się skurczy.
Nie oznacza to jednak, że omawiane wcześniej naturalne poduszki bezpieczeństwa polskiej gospodarki przestały działać. Co więcej, przez ostatnie 10 lat wypracowaliśmy kolejne, które czynią polską gospodarkę jeszcze bardziej stabilną.
Silny, dobrze dokapitalizowany sektor bankowy, niski dług sektora prywatnego i publicznego, rozwinięty sektor usług, w szczególności IT i BPO (centra usług wspólnych), które można łatwo przestawić w tryb home office stanowią obecnie o sile naszej gospodarki.
Balanced CA, high share of IT&BPO services, reinvested dividend payments, high payments to short-term workers being a buffer in the time of slowdown, as well as balanced net exports of commodities improve Polish resilience to the economic effects of #COVID19 pandemic pic.twitter.com/WutB4TEP4u
— PKO Research (@PKO_Research) April 14, 2020
Sektory, które najbardziej odczuwają bieżący kryzys, tj. rozrywka, gastronomia, turystyka, czy długodystansowy transport pasażerski mają mniejszy wkład w Polski PKB niż w innych państwach UE. Toteż pomimo dramatów na poziomie mikro, jako cała gospodarka nie musimy się trząść ze strachu przed letnim sezonem wakacyjnym, jak Włochy, Grecja, czy Hiszpania, gdzie od sezonowego napływu turystów zależą miliony miejsc pracy.
Pomaga nam także to, że w wielu sferach przestaliśmy być, a w innych nigdy nie byliśmy, typową gospodarką rozwijającą się: mamy nadwyżkę handlową, a zadłużenie zagraniczne od wielu lat obniżamy w relacji do PKB. Dodatkowo, nie jesteśmy uzależnieni od eksportu surowców—lecz wprost przeciwnie, w dużej mierze korzystamy ze spadku ich cen, na przykład importując tańszą ropę naftową.
Różne odcienie czerwonego
Nie dziwi więc, że Komisja Europejska w opublikowanej w ubiegłym tygodniu wiosennej serii prognoz uznała, że Polska gospodarka odnotuje jedną z ‘najpłytszych’ recesji w całej UE. Wcześniej podobne prognozy przedstawił też Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Nie powinno to jednak skłaniać do wniosku, że z kryzysu wyjdziemy bez szwanku. Pesymiści mogliby powiedzieć, że jeżeli zmierzyć odległość od tego, co mieliśmy w ubiegłym roku (4,1% wzrostu PKB), a co będziemy mieli w tym (-4,3% według KE) wcale nie wyróżniamy się pozytywnie na tle naszych sąsiadów. Spadamy wtedy z pierwszego na siódme miejsce w UE.
Optymista mógłby jednak w tych prognozach zauważyć, że uwzględniając prognozy na 2021 rok będziemy trzecią gospodarką, która zdoła do tego czasu niemal w pełni zakopać dołek, jaki w naszym PKB wydrąży kryzys.
Pesymista zgodziłby się, że dołek zakopiemy, ale jednocześnie wskazałby palcem do góry, w miejsce, gdzie moglibyśmy stać, gdyby nie pandemia: poziom naszego PKB w 2021 będzie o ok. 7% niższy niż wcześniej szacowała KE, co z kolei ustawia nas w ogonku państw UE.
Realista natomiast wskazałby na najważniejszą miarę, tj. tempo wzrostu potencjalnego PKB, czyli długofalowe tempo rozwoju polskiej gospodarki, bez górek i dołków cyklu koniunkturalnego. W tym zakresie prognozy Komisji stawiają nas w świetle jupiterów. Zaraz za malutką Litwą i na równi z jeszcze mniejszą Estonią będziemy mieli najszybsze tempo długofalowego wzrostu w całej Unii, praktycznie niezmienione, wobec tego, co było przed wybuchem kryzysu.
Wszystko ma swoją cenę
Bycie liderem ma jednak swoją cenę. Widać ją w statystykach deficytu publicznego. Stabilizacja gospodarki wymaga niemałych nakładów, a spadek konsumpcji, wzrost bezrobocia, czy mniejsza produkcja oznaczają niższe wpływy z podatków do budżetu.
W rezultacie Komisja prognozuje, że w 2020 Polska będzie miała czwarty największy deficyt w UE, sięgający 9,5% PKB. Nie musi to jednak być automatycznie uznawane za coś złego. Nawet agencje ratingowe stwierdziły, że tegoroczne deficyty nie będą wpływały negatywnie na ocenę wiarygodności rządów. W obliczu pandemii po prostu trzeba działać.
Poszczególne rządy prześcigały się więc w kolejnych programach i pakietach antykryzysowych o budzących podziw rozmiarach, sięgających nawet blisko 30% PKB jak w przypadku Niemiec.
Polska Tarcza Antykryzysowa nieprzesadnie wyróżniała się na tym tle od innych programów pomocowych—nie wspominając o dość wolnym tempie jej wdrożenia. Natomiast po wprowadzeniu Tarczy Finansowej można śmiało powiedzieć, że realny pieniądz jaki popłynie od rządu jest jednym z największych w Europie.
Impuls ten ma szansę odnieść sukces ze względu na szybkość, skalę i koordynację najważniejszych instytucji polityki gospodarczej: rządu, banku centralnego i Polskiego Funduszu Rozwoju.
How has Central and Eastern Europe responded to the economic fallout from Covid-19? We take stock of their fiscal and monetary policies.https://t.co/DUNDaDpjfS pic.twitter.com/WuU82CQE8Q
— ING Economics (@ING_Economics) May 10, 2020
Nie jest tak różowo
Mimo mniej pesymistyczne prognozy KE dla Polski niż dla innych gospodarek, występuje jednak szereg czynników ryzyka. O ile te najbardziej dotknięte przez kryzys sektory nie stanowią o sile polskiej gospodarki o tyle następne w kolejce – handel oraz logistyka i transport towarowy już tak.
Mamy też jeden z najwyższych w Europie odsetek samozatrudnionych w ogóle pracujących. Dlatego kluczowe jest odpowiednio szybkie otwarcie gospodarki, a także zapewnienie sprawnego transgranicznego przepływu towarów.
Niezmiernie istotne jest zapewnienie sprawnego finansowania gospodarki po kryzysie, a tu kluczowa jest rola banków, tych samych, które przez ostatnie kilka lat były obiektem rosnącej niechęci i krytyki. O ile cały sektor jest stabilny i bezpieczny o tyle nie można tego powiedzieć o wszystkich jego składowych, szczególnie tych mniejszych, które są szczególnie dotknięte przez spadek stóp procentowych—ich głównego źródła dochodu. Ostatnim czego teraz potrzebujemy jest kryzys bankowy.
To jeszcze nie koniec złotego wieku polskiej gospodarki
Pandemiczna recesja przerwie, ale nie zakończy, bezprecedensową epokę w dziejach polskiej gospodarki. Według Komisji Europejskiej Polska utrzyma wysokie tempo długookresowego wzrostu gospodarczego, które w ostatnich latach było najlepiej widoczne przez liczbę żurawi budujących nowe wieżowce w największych miastach.
W tych biurowcach musi mieć jednak kto pracować, a polskie społeczeństwo się starzeje. Coraz więcej z nas odchodzi na emeryturę. Dlatego kluczowe są działania aktywizujące ludność, w szczególności kobiety oraz wspierające napływ pracowników z zagranicy.
Wciąż mamy duży rezerwuar w postaci wysokiego zatrudnienia w rolnictwie. Ta strukturalna słabość polskiej gospodarki staje się zaletą, jeżeli uświadomimy sobie, że pracownik wychodząc z najmniej efektywnego (na tle innych branż) rolnictwa niemal od razu zwiększa swoją produktywność. Podobne efekty przynosi kształcenie kadr, szczególnie w obliczu solidnego poziomu uzyskiwanego w Polsce wykształcenia na poziomie podstawowym i ponadpodstawowym.
Powyższe stoi za tym, że w ocenie Komisji Europejskiej będziemy jedną z dwóch gospodarek, w których w trakcie kryzysu wzrośnie produktywność pracy. Jest to o tyle istotne, o ile kryzys może wywrócić do góry nogami (albo przynajmniej zmienić) światową gospodarkę, a w szczególności to jak do tej pory funkcjonowała. Załamanie łańcuchów dostaw na początku epidemii w Chinach pokazało jak bardzo ważna jest ich dywersyfikacja poprzez rozłożenie produkcji w różnych regionach.
Wyróżniając się wysoką produktywnością pracy Polska zyskuje na konkurencyjności wobec innych państw regionu EŚiW, a jak widać było w ostatnich latach, jest to kluczowy czynnik przyciągający inwestycje. Drugim jest aktywna polityka handlowa i zachęcanie firm—już teraz—do przyjazdu do Polski.
Każdy kryzys jest tragedią milionów, ale przychodzące po nim ożywienie czyni go również szansą, którą Polska może wykorzystać. Od miejsca, jakie zajmiemy na starcie będzie zależeć pozycja, na której przybiegniemy na metę.
Wersja angielska dostępna jest tutaj.