Mikołaj Małecki (text also available in English)

Ochrona bezpieczeństwa obywateli jest jednym z zadań władzy publicznej. Jednak wszystkie instytucje państwa demokratycznego powinny działać na podstawie i w granicach prawa. Zasadę tę wyraża jednoznacznie Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Przesądza ona również, że ograniczenia praw i wolności jednostki muszą być proporcjonalne do zagrożenia. Dodatkowe restrykcje mogą wynikać z zaistnienia sytuacji nadzwyczajnej, opisanej w Konstytucji. Mowa o trzech „stanach nadzwyczajnych”, do których należy między innymi groźba szerzenia się choroby zakaźnej i epidemia covid-19.

Epidemia wirusa – żywioł, który trudno opanować – uzasadnia sięgnięcie po nadzwyczajne środki konstytucyjne i wprowadzenie dodatkowych ograniczeń praw i wolności człowieka. Ta nadzwyczajna sytuacja pozwala władzy na „więcej”; zawsze jednak w granicach zasady legalizmu, dla osiągnięcia celu w postaci zwalczenia epidemii.

Czy epidemia covid-19 jest sytuacją nadzwyczajną? Wystarczy się rozejrzeć, by stwierdzić: TAK. Świadczą o tym statystyki zakażeń, zgonów, zasięg kwarantanny, ograniczenia w przemieszczaniu się ludzi i uciążliwości w codziennym życiu. Rząd Polski ma jednak inne zdanie – ze względów politycznych, z uwagi na zbliżające się wybory prezydenckie, nie chce zastosować Konstytucji i ogłosić stanu nadzwyczajnego.

Five questions about the implications of postponing Poland’s presidential elections

Władza polityczna pozwoliła sobie na „więcej” bez formalnego ogłoszenia stanu nadzwyczajnego. W istotnym stopniu ograniczono podstawowe prawa obywatelskie: możliwość wychodzenia z domu, zakaz organizowania zgromadzeń, zakaz wstępu do lasów, parków czy innych terenów zieleni, zamknięcie sklepów, kin, restauracji. Nie nazwano jednak rzeczy po imieniu: że jest to stan klęski żywiołowej w sensie, w jakim mówi o nim Konstytucja. Wybrano pozakonstytucyjny, a więc bezprawny sposób zarządzania kryzysem.

Skoro oficjalnie nie ma stanu „nadzwyczajnego”, wszystkie obowiązujące restrykcje podlegają ocenie w świetle zakazów i ograniczeń przewidzianych w Konstytucji dla stanu „zwyczajnego”. Z tego punktu widzenia są one oczywiście nieproporcjonalne.

Czołowi polscy prawnicy zwracają uwagę na ewidentne naruszenia Konstytucji, dotyczące wolności przemieszczania się, wolności zgromadzeń, nienaruszalności mieszkania, swobody prowadzenia działalności gospodarczej, wolności osobistej człowieka. Niektóre z restrykcji naruszają zasadę równości wobec prawa, przykładowo zakaz wychodzenia z domu wszystkich osób przed 18 rokiem życia, chyba że w towarzystwie opiekuna. Ograniczenie to nie ma żadnego merytorycznego wytłumaczenia. Część ograniczeń wprowadzono metodą faktów dokonanych, na przykład zamknięcie cmentarzy czy zakaz wstępu do lasów, mimo że nie było podstaw prawnych do wprowadzenia takich restrykcji.

Poland introduces further coronavirus restrictions because public have not been “disciplined enough”

Ograniczenia praw i wolności człowieka wprowadzone zostały rozporządzeniem Ministra Zdrowia, a potem rozporządzeniem Rady Ministrów z 31 marca 2020 r. i 10 kwietnia 2020 r. Tymczasem, zgodnie z Konstytucją, tak daleko idące ograniczenia może wprowadzać tylko ustawa uchwalona w Sejmie – akt prawny wyższego rzędu niż rozporządzenie. Wiele z przepisów rozporządzenia jest sprzecznych z delegacją ustawową.

Przykładem patologii w tworzeniu prawa może być obowiązek nakładania maseczki ochronnej we wszystkich miejscach publicznych. Ustawa, którą zastosowano, przewiduje taki obowiązek wyłącznie dla osób chorych lub podejrzewanych o zarażenie. Objęcie obowiązkiem wszystkich obywateli nie ma podstawy prawnej. Gdyby jednak wprowadzono stan klęski żywiołowej, czyli stan nadzwyczajny, nakaz noszenia maseczek przez wszystkich obywateli byłby całkowicie zgodny z prawem – tego władza polityczna zrobić jednak nie chce.

Wiele przepisów nie spełnia konstytucyjnego standardu określoności, precyzyjności, co prowadzi do ryzyka nadużyć ze strony Policji. Do historii przejdzie przypadek ukarania mężczyzny karą 5000 zł za pójście do sklepu po „zbędny” produkt. Przepis mówi, że przemieszczanie się w miejscach publicznych jest uzasadnione między innymi niezbędną potrzebą związaną z zaspokajaniem bieżących spraw życia codziennego. Policja przyznała więc sobie prawo do oceny, czy rzeczy kupowane w sklepie są niezbędne (wówczas nie ma kary) czy są zbędne, a wtedy obywatelowi grozi nawet 30.000 zł kary pieniężnej. Sytuacji tej nie da się pogodzić ze standardami państwa demokratycznego.

Restrykcje antycovidowe to nie tylko same zakazy i ograniczenia, ale także wysokie kary za łamanie przepisów. Przykładowo, za wejście na zakazany teren np. do parku czy na bulwary nadrzeczne grozi kara w wysokości co najmniej 10.000 zł. Niezachowanie wymogu odstępu 2m od innej osoby to kara od 5000 do 30.000 zł. A mówimy o czynach osób, które nie są objęte kwarantanną, nie są zakażone ani podejrzewane o zakażenie!

Police issue thousands of fines for violating coronavirus restrictions over Easter in Poland

Sankcje nakładane w stanie epidemii są niekonstytucyjne z powodu trybu – procedury ich wymierzania. Twórca przepisów nie zdecydował się na sankcjonowanie naruszeń prawa za pomocą klasycznej ścieżki przewidzianej w prawie wykroczeń, która daje obywatelowi prawo do sądu. Kary są za to nakładane w postępowaniu administracyjnym: nakłada je urzędnik, często bez przeprowadzenia postępowania dowodowego i bez wysłuchania obywatela. Decyzje mają rygor natychmiastowej wykonalności. Przysługuje co prawda odwołanie do sądu, jednak to nie blokuje wykonania kary (trzeba ją zapłacić w ciągu 7 dni). Ponadto, odpowiedzialność administracyjna nie wymaga przypisania winy. To odpowiedzialność obiektywna, bez gwarancji charakterystycznych dla prawa karnego.

Co jednak najistotniejsze, restrykcje przewidziane dla stanu epidemii są istotnie bardziej nadzwyczajne niż analogiczne rozwiązania, ustalone dla dwóch konstytucyjnych stanów nadzwyczajnych: stanu wyjątkowego i stanu klęski żywiołowej. Wówczas grożą sprawcy grzywny maksymalnie do 5000 zł lub areszt, który może orzec tylko sąd. Obecne kary pieniężne wynoszą co najmniej 5000 zł i o ich nałożeniu decyduje urzędnik państwowy. To represje, jakich nie byłoby nawet po ogłoszeniu stanu nadzwyczajnego.

W stanie nadzwyczajnym ustawodawca może ograniczać prawa i wolności jednostki w szerszym zakresie niż dozwala mu się to czynić w czasie zwyczajnego funkcjonowania państwa. Aktualna sytuacja jest postawiona na głowie: zachwiała się równowaga między istotnie dolegliwszymi represjami “zwykłego” trybu funkcjonowania państwa względem sankcji “nadzwyczajnych”, przewidzianych za identyczne czyny, chroniących identyczne dobra prawne i karane w identycznym celu. Odmienności te nie mają żadnego uzasadnienia.

Zwyczajna sytuacja uzasadnia sięganie po zwyczajne środki ochrony praw i wolności człowieka, w tym po zwyczajne sankcje przewidziane dla danych czynów w stanie zwyczajnego funkcjonowania państwa. Jeżeli aktualny stan epidemii nie jest sytuacją nadzwyczajną – jak uparcie twierdzą przedstawiciele rządu, premier i ministrowie – to nie ma żadnych podstaw, by represjonować obywateli sankcjami o nadzwyczajnym rozmiarze. Również z tego powodu aktualnie obowiązujące kary pieniężne nie są proporcjonalne, nie są racjonalne, nie są celowe i nie są konieczne w świetle standardów Konstytucji.

Ocena aktualnej sytuacji przez władzę polityczną nie pozbawia obywatela prawa do dochodzenia swoich praw przed sądem. Restrykcje stanu epidemii będą przez długie miesiące, a może i lata, przedmiotem analizy sądów. Sąd będzie związany przepisami Konstytucji, będzie badał legalność wprowadzonych zakazów, będzie oceniał, czy zakazy mieściły się w delegacji określonej w ustawie. Będzie oceniał, czy w Polsce powinien zostać wprowadzony stan nadzwyczajny, np. stan klęski żywiołowej, oraz czy faktycznie został on wprowadzony, z uwagi na skalę ograniczeń praw i wolności obywatela. Sąd będzie oceniał wysokość wymierzonej kary, oraz czy obywatel nie został pozbawiony prawa do sądu.

Należy mieć nadzieję, że będzie to wszystko badał w przyszłości bezstronny i niezależny sąd. Ale pewności nie ma. Działania władzy politycznej w Polsce przed epidemią koronawirusa sukcesywnie zmierzały do podporządkowania sobie niezależnych sędziów i sądów. Przestał już istnieć Trybunał Konstytucyjny, a na przełomie kwietnia i maja 2020 r. rozegra się bitwa o polski Sąd Najwyższy, który chcą zdominować nowi sędziowie wybrani przez upolitycznioną Krajową Radę Sądownictwa.

Majowe wybory “nielegalne, nierówne”: wywiad z Małgorzatą Gersdorf na koniec kadencji

Nie ma więc gwarancji, czy obywatel znajdzie sprawiedliwość u niezawisłego sędziego. W razie wątpliwości otwarta będzie droga do dochodzenia swoich praw przed Trybunałami Europejskimi, przed jakimś sądem bezstronnym według gwarancji określonych przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jednak wszystkich tych zawiłości prawnych nie da się rozstrzygnąć w szybki i prosty sposób.

Oznacza to, że po ustaniu zagrożenia wywołanego wirusem, nie ustaną zagrożenia dla praworządności w Polsce. Wręcz przeciwnie – restrykcje antycovidowe zdestabilizują system prawny. Ryzyko chaosu prawnego, jaki nas wówczas czeka, jest obecnie trudne do oszacowania.

Fot. Adam Stepien / Agencja Gazeta

dr Mikołaj Małecki – adiunkt w Katedrze Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, prezes Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego.

Pin It on Pinterest

Support us!